Pamiętam, jak trzy lata temu Ksiądz „wizytujący” mój rodzinny dom w ramach tzw. kolędy, uczulił mnie, że w związku z wybranym przez mnie kierunkiem studiów (kulturoznawstwo), obowiązkowo muszę sobie znaleźć bogatego męża… Hmm... Szok!
Wtedy po raz pierwszy usłyszałam także pytanie, które stało się nieodłącznym towarzyszem rozmów dotyczących mojej edukacji - Kulturoznawstwo…? – A co po tym w ogóle można robić?
Tego typu sceptyczne opinie formułowane wobec kierunków humanistycznych, spowodowane są prawdopodobnie obawą, że po ich ukończeniu trudno znaleźć posadę odpowiednio wynagradzaną. Tymczasem człowiek „nie samym chlebem żyje” i dla wielu osób spełnienie się w kulturze jest cenniejsze niekiedy od ewentualnych zarobków. Nie znaczy to jednak, że praca w tym obszarze nie może dać również profitów materialnych. Dlatego nie dziwi fakt, że mimo wszelkiego rodzaju przeciwności, wśród wybierających kierunek studiów, kulturoznawstwo cieszy się ogromną popularnością, a odsetek Polaków pracujących w ogólnie pojętej kulturze jest bardzo duży.
Drogą do osiągnięcia wymarzonego celu jest niewątpliwie wybranie odpowiedniej uczelni, która da możliwość wszechstronnego rozpoznania tematu. Taka uczelnią jest niewątpliwie Krakowska Akademia.
Jedną z największych zalet studiowania kulturoznawstwa na „Fryczu” jest niepowtarzalna okazja zetknięcia się z większością dziedzin zaliczających się do grupy nauk humanistycznych.
Począwszy od filozofii, socjologii, historii sztuki poprzez teorie filmu i mediów, aż po literaturę i naukę o cywilizacjach świata. Ta niezwykła wszechstronność powoduje, że każdy ze studentów uzyskuje silne podstawy kulturoznawczej wiedzy, które stanowią niezbędny element późniejszych specjalizacji. Posiadając swobodny dostęp do tak wielu dziedzin, dużo łatwiej znaleźć tę, która okaże się dla nas najbardziej interesująca.
Tak też było w moim przypadku, kiedy przy ogromnej sympatii do wszystkich przedmiotów, w konsekwencji skoncentrowałam się na teoriach mediów i komunikowania.
Podczas nauki w liceum moje zaciekawienie treścią i funkcjonowaniem telewizji było dla nauczycieli i kolegów głównie powodem do żartów, co ostatecznie przyczyniało się do mojej frustracji. Nigdy nie lubiłam matematyki, lekcje fizyki przyprawiały mnie o dreszcze, a naukę biologii wolałam zamienić na wypad do kina lub wieczorny maraton po programach informacyjnych. Teraz już wiem, że paradoks polega na tym, iż problem deprecjonowania humanistów bierze się m.in. ze skostniałych i zachowawczych systemów edukacyjnych szkół ponadgimnazjalnych oraz nieżyczliwego podejścia kadry nauczycielskiej. Większości nauczycieli w liceum nie mieści się w głowie to, że uczeń może spędzić weekend oglądając box filmów Woody’ego Allena, a zadaną lekturę zamienia na dużo ciekawszą książkę lub interesujący go magazyn.
Mimo wszystko zachęcam moich „antymatematycznych” kolegów do podjęcia wyzwania i udania się w kulturoznawczą podróż. Nawet jeśli komuś wydaje się, że nie jest do końca dookreślony w swoich planach na przyszłość, wybór tak kompleksowego kierunku, daje niepowtarzalną możliwość odkrycia swoich prawdziwych pasji.
Trzy lata spędzone we „Fryczu” pozwoliły mi zdobyć wiedzę teoretyczną, jednak przede wszystkim umożliwiły mi sprawdzenie samej siebie w roli prowadzącej program telewizyjny, vice-redaktor gazety uczelnianej oraz członkini Samorządu Studenckiego. Odnoszę wrażenie, że jednym z nadrzędnych atutów studiowania na uczelniach niepublicznych, jest możliwość uczestniczenia w zajęciach praktycznych oraz większa niezależność działania.
Marlena